Pierwsze 24 godzin Borysa na nowych śmieciach
Jak już wiadomo Borysem ma już pierwsze osiągnięcia.
Pięknie poradził sobie ze schodami, które widział pierwszy raz w życiu i jego szczęście bo nie wiem jak długo można by było nosić królewicza w ramach bezstresowego wychowywania.
W końcu zjadł ‘co nie co’ . Łaskawie pozwolił sobie podać kurczaka z ryżem i marchewką. Suche jest ‘be’ i nie będzie się jego dostojność paprać chrupkami. Oczywiście zjadł dopiero jak ‘służba’ wyszła z pokoju. Gdy wróciłam po jakimś czasie micha była pusta, a oczy Borysa skromnie spuszczone w dół jakby chciał powiedzieć „zjadłem, ale na drugi raz się lepiej postaraj” … skubaniec jeden.
Na spacerach ciągnie, ale jest to ciągnięcie spowodowane (według mnie) z zapoznawaniem się z nowym otoczeniem i nowymi ludźmi, którzy trzymają drugą końcówkę linki. Nie jest to już ucieczka w tył z mocnymi szarpnięciami. Patrzy z zaciekawieniem na mijających ludzi i samochody.
Załapał, że świetnym miejscem na spędzanie miło czasu jest moja sypialnia, więc mam „dzikiego lokatora”. Tylko patrzeć jak wskoczy na wyrko i powie „posuń się kobieto”. Ja mu tłumaczę, że chłopaki powinni spać razem, ale na dzień dzisiejszy jak „grochem o ścianę” …. Nieeee słyszęęęęęę, mam coś z uszami, ‘trza’ mi się udać do laryngologa.
Są też jeszcze niedoróbki nad, którymi pracujemy.
Spacer w dalszym ciągu nie służy do załatwiania swoich potrzeb. Nie ma to jak załatwić się w domu. Jedynie stara się, żeby go nikt na tym nie przyłapała, a więc po cichu i w ustronnym miejscu.
Nastąpiła też pierwsza dewastacja (oprócz opróżniania się) polegająca na ograniczaniu ilości kwiatów w moim mieszkaniu. Poleciał pierwszy kaktus, który rósł sobie spokojnie 15 lat. Na delikatne zwrócenie uwagi zobaczyłam oczy oprawcy, które powiedziały mi wprost „a na cholerę ci tyle kwiatów w domu … będziesz miała mniej podlewania … cieszysz się ???
I tak właśnie minęła pierwsza nasza wspólna doba. Mamy osiągnięcia i troszkę porażek, ale wszystko przed nami.
Pięknie poradził sobie ze schodami, które widział pierwszy raz w życiu i jego szczęście bo nie wiem jak długo można by było nosić królewicza w ramach bezstresowego wychowywania.
W końcu zjadł ‘co nie co’ . Łaskawie pozwolił sobie podać kurczaka z ryżem i marchewką. Suche jest ‘be’ i nie będzie się jego dostojność paprać chrupkami. Oczywiście zjadł dopiero jak ‘służba’ wyszła z pokoju. Gdy wróciłam po jakimś czasie micha była pusta, a oczy Borysa skromnie spuszczone w dół jakby chciał powiedzieć „zjadłem, ale na drugi raz się lepiej postaraj” … skubaniec jeden.
Na spacerach ciągnie, ale jest to ciągnięcie spowodowane (według mnie) z zapoznawaniem się z nowym otoczeniem i nowymi ludźmi, którzy trzymają drugą końcówkę linki. Nie jest to już ucieczka w tył z mocnymi szarpnięciami. Patrzy z zaciekawieniem na mijających ludzi i samochody.
Załapał, że świetnym miejscem na spędzanie miło czasu jest moja sypialnia, więc mam „dzikiego lokatora”. Tylko patrzeć jak wskoczy na wyrko i powie „posuń się kobieto”. Ja mu tłumaczę, że chłopaki powinni spać razem, ale na dzień dzisiejszy jak „grochem o ścianę” …. Nieeee słyszęęęęęę, mam coś z uszami, ‘trza’ mi się udać do laryngologa.
Są też jeszcze niedoróbki nad, którymi pracujemy.
Spacer w dalszym ciągu nie służy do załatwiania swoich potrzeb. Nie ma to jak załatwić się w domu. Jedynie stara się, żeby go nikt na tym nie przyłapała, a więc po cichu i w ustronnym miejscu.
Nastąpiła też pierwsza dewastacja (oprócz opróżniania się) polegająca na ograniczaniu ilości kwiatów w moim mieszkaniu. Poleciał pierwszy kaktus, który rósł sobie spokojnie 15 lat. Na delikatne zwrócenie uwagi zobaczyłam oczy oprawcy, które powiedziały mi wprost „a na cholerę ci tyle kwiatów w domu … będziesz miała mniej podlewania … cieszysz się ???
I tak właśnie minęła pierwsza nasza wspólna doba. Mamy osiągnięcia i troszkę porażek, ale wszystko przed nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz